- Cytat :
- Aww, robię to pierwszy raz, mam nadzieję, że właśnie o to chodzi . Sami sb wybieramy zadania, tak? Okay. Okay, to zaczynam
Stiles jęknął głucho, opadając twarzą na poduszkę i Scott uniósł jedną brew, patrząc na niego z rozbawieniem z drugiego końca pokoju.
- Było aż tak źle?
- Ha. – Dobiegł go stłumiony głos przyjaciela. – Zdefiniuj „źle”. Katastrofalnie? Tragicznie? Godne nadejścia apokalipsy?
Scott parsknął śmiechem i Stiles momentalnie podniósł głowę, mrożąc go wzrokiem. Śmiech od razu przeszedł w zawstydzony kaszel, co spotkało się z usatysfakcjonowanym wygięciem kącików ust do góry.
Stiles westchnął ciężko, podźwigając się do pozycji półsiedzącej. Randka była… okay, może nie była taka zła, jak próbował to właśnie przedstawić Scottowi, ale do najlepszych też nie należała. Z drugiej strony, hej, skąd miał wiedzieć, jak przebiegają „najlepsze randki”? Albo „jakiekolwiek randki”, skoro już był przy tym temacie? Nigdy jeszcze na żadnej nie był, ale… cóż, był całkiem pewien, że otrzymywanie uprzejmego uśmiechu i skinięcia za każdym razem, gdy usiłował opowiedzieć jakąś anegdotę, machając żywo rękami i wczuwając się, nie należało do kategorii pozytywnych reakcji.
Westchnął ponownie.
- Wylałem na nią drink – oznajmił ponuro i Scott w desperacko szybkim tempie przycisnął pięść do ust, by znowu się rozkaszleć. Stiles powoli spojrzał na niego, zwężając oczy. – Aww, dostałeś zapalenia płuc? Oskrzeli?
Trzeciego migdałka? – wycedził wypranym z emocji głosem. – Myślałem, że wilkołaki nie mogą zachoro— Och, czekaj.
Nie mogą.
- Wybacz – powiedział Scott z szerokim uśmiechem, kompletnie nie brzmiąc na skruszonego. – Po prostu… jak to się w ogóle stało, że z nią wyszedłeś?
- Zobaczyła mnie na ulicy i zachwyciła się tak bardzo, że weszła na znak drogowy. Gdy spytałem, czy nic jej nie jest, wymamrotała, czy uosobienie męskości – czyli ja – mogłoby dać jej swój numer – wyrecytował radośnie Stiles, jednocześnie odliczając sekundy do…
-
Naprawdę.
-
Tatamniezniąumówił – wyrzucił na jednym wydechu, chowając twarz w dłoniach i kompletnie się nie czerwieniąc.
Oczywiście, że się nie czerwieniąc. To nie tak, że umówienie na randkę – dodajmy, pierwszą randkę
w życiu – przez własnego ojca, bo sam nigdy zadaniu nie podołał, było czymś… zawstydzającym. Prawda?
Prawda? Wow, w takim tempie i z takimi sukcesami straci dziewictwo za… jakieś pięćdziesiąt lat? Okay, optymistyczna perspektywa, przynajmniej wciąż będzie wtedy żywy, nie?
Nekrofilia. O Boże, dlaczego jego umysł właśnie tam powędrował?
Scott zamrugał wolno, wyglądając, jakby przetwarzał informację.
- Tata cię z nią umówił? Z twoją sąsiadką? Z Cas?
Tata?Stiles wystawił przed siebie ostrzegawczo poduszkę.
- Skomentuj to
jednym słowem i…
-
Naaah – przeciągnął Scott ze stanowczo zbyt dużą ilością samozadowolenia. – Zachowam to na czasy, gdy będę musiał cię szantażować.
Nienawidził go. Po prostu go nienawidził.
- Nienawidzę cię.
- Kochasz mnie – zripostował błyskawicznie Scott, ruszając zabawnie brwiami i Stiles wybuchnął śmiechem.
- Tak, ale to nie powstrzymuje mnie przed kwestionowaniem, dlaczego, u diabła, się z tobą przyjaźnię. Prawdopodobnie jestem masochistą. Tak, właśnie tak. Masochista. To właśnie ja. Możesz mi to wyryć na nagrobku, jeśli chcesz. – Głos Stilesa nagle przybrał bardziej uroczysty odcień i odruchowo się wyprostował, odchrząkując. -
Tu spoczywa Stiles Stilinski, ukochany syn i mas—- Proszę, nie – jęknął Scott. – Czy mógłbyś… po prostu… opowiedzieć mi resztę tej randki?
Proszę?Stiles posłał mu urażone spojrzenie.
- Okay – mruknął, niezadowolony. I wcale nie dlatego, że aktualnie był zmuszony do rozmowy o tej katastrofie. Kto, on? – Podjechałem po nią Roscoe pod sam dom…
- …który jest tuż obok twojego – podsunął pomocnie Scott.
- Tak, ale czymś musiałem ją zabrać do
The Jungle. W każdym razie…
- Zabrałeś ją do
gejowskiego klubu? – przerwał mu znowu Scott, wybałuszając oczy. – Dziewczynę? Na randkę? Do
The Jungle?- To nie tak, że mamy w tej wymówce udającej miasto jakieś
inne kluby, w porządku? – wybuchnął Stiles, wyrzucając dramatycznie ręce do góry i z rozmysłem ignorując wciąż wpatrującego się w niego z niedowierzaniem Scotta. –
W każdym razie – powtórzył z naciskiem, wręcz wyzywając przyjaciela do kolejnego wtrącenia. – W każdym razie posadziłem ją przy stoliku i poszedłem po drinki.
-
Drinki. Nie masz 21. lat, a twój dowód…
-
Colę – wycedził Stiles przez zaciśnięte zęby. Och, cuda i dziwy tego świata, Scott McCall jeszcze nie został zamordowany przez sfrustrowanego do granic możliwości Stilesa Stilinskiego. – Poszedłem po
colę. Dzięki za zwrócenie uwagi na ten, jakże istotny i znaczący fakt. Gdy wróciłem, Cas siedziała w otoczeniu dwóch dziewczyn, najwyraźniej próbujących ją poderwać, a także Sugar.
- Sugar? Tej drag queen, z którą się przyjaźnisz?
- Tak – jęknął cicho Stiles, otwierając szerzej oczy, gdy przypomniał sobie tamte wydarzenia. Sugar była cudowna, uwielbiał ją, ale… Okay, być może powinna nieco popracować nad rzeczami, jakie mówiła przy jego znajomych. A zwłaszcza dziewczynach, z którymi był na randce. Szczególnie, jeśli chodzi o dopytywanie się, czy ten uroczy młody człowiek z zarostem godnym omdlenia i czarną, skórzaną kurtką zdążył już zrozumieć, co traci, nie zauważając go.
Właśnie wtedy Stiles potknął się i wylał napój na Cas.
- O mój Boże… - wydusił Scott, oniemiały i Stiles zdał sobie sprawę, że mówił na głos.
No cóż, przynajmniej wyszło szydło z worka. Haha.
Ha.
Szlag.
- Gdy udało mi się wreszcie ich wszystkich odpędzić i zostaliśmy sami… uch… Cas była bardzo,
bardzo uprzejma. I grzeczna. I kompletnie, całkowicie, totalnie niezainteresowana. A na sam koniec… - Stiles przełknął ślinę, przygotowując się do przejścia do najbardziej upokarzającej części wieczoru i Scott wstrzymał oddech. – Na sam koniec zapytała, czy potrzebuję porad w zdobyciu chłopaka moich marzeń, o którym mówiła Sugar. I nie chciała słuchać moich wyjaśnień, że nie istnieje żaden chłopak moich marzeń, że kiedyś istniała dziewczyna moich marzeń, ale teraz, śmiało, ona może ją zastąpić, przecież to nie tak, że to miejsce jest zarezerwowane, bo nie,
jest wolne, Lydia ma jedynie pozycję honorową i… - Stiles urwał, nabierając łapczywie powietrza i… - Uduszę cię. Po prostu cię uduszę.
- Wy-wybacz!
Stiles jedynie prychnął i z mściwą satysfakcją zaatakował poduszką zwijającego się ze śmiechu Scotta.