Na wieść o wypadku znajomego Twoja postać decyduje się go odwiedzić. Podczas rozmowy z lekarzem dowiadujesz się, że jego stan nie jest na tyle poważny, co jego rodziców. Jako jedyny znajomy postanawiasz przekazać mu przykre wiadomości.
Ostatnio zmieniony przez Lynette dnia 28/12/2012, 12:47, w całości zmieniany 1 raz
Mozbi Wtajemniczony
Liczba postów : 152 Punkty : 0 Join date : 27/09/2012
Siedziałem w barze popijając whiskey. Miałem się tu spotkać z moim stadem, lecz poza Boydem nikt się nie pojawił. - Pożałują tego, mnie się nie wystawia. - powiedziałem odstawiając szklankę, po czym machnąłem barmanowi, żeby nalał mi kolejną. - Może im coś wypadło. - odpowiedział Boyd, próbując bronić przyjaciół. - Jestem waszym Alfą. Jeśli jesteście ze mną umówieni to nic wam nie może wypaść. Boyd jedynie kiwnął głową na znak, że się ze mną zgadza. Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. - Isaac, gdzie wy do cholery jesteście?! - Derek. - powiedział chłopak załamanym głosem. - Isaac, stało się coś? - spytałem poddenerwowany. - Chodzi o Ericę... Ona i jej rodzice mieli wypadek... leżą w szpitalu... Ja siedzę w poczekalni. - Nigdzie się stamtąd nie ruszaj. Już jedziemy. Boyd spojrzał na mnie zaniepokojony. - Derek, co jest? - zapytał. - Erica i jej rodzice mieli wypadek. Są w szpitalu. Zbieraj się, jedziemy do nich.
Isaac siedział w poczekalni z głową spuszczoną między kolanami. Widać było, że był bardzo przejęty całą tą sytuacją. Nagle z sali wyszedł lekarz. - Panie doktorze, co z nią? - spytałem. - Panowie jesteście rodziną? Boyd chciał już odpowiedzieć, że nie, ale go ubiegłem. - Tak, jestem jej wujkiem, bratem pana Reyes. Proszę mi powiedzieć co się stało? - Samochód, którym jechał pański brat zderzył się z ciężarówką. Pańska siostrzenica oraz kierowca tamtego auta zostali do nas przewiezieni w ciężkim stanie, ale pana brat... Przykro mi panie Reyesa, ale razem z żoną zginęli na miejscu. Westchnąłem ciężko. Biedna Erica, pomyślałem. Skoro udało jej się przeżyć to wilkołacze geny pomogą jej wrócić do zdrowia. Jak ja jej jednak powiem, że jej rodzice nie żyją? Spojrzałem na Isaaca, miał łzy w oczach. Boyd usiadł na krześle i patrzył się pustym wzrokiem w ścianę. Nagle z sali wyszła pielęgniarka. - Panie doktorze, pacjentka odzyskała przytomność. Chłopacy poderwali się z krzeseł. Zapytałem lekarza czy mogę wejść, ale kazał mi na razie poczekać. Chodziłem po korytarzu w jedną i w drugą stronę. Tak minął dobry kwadrans. Wtedy z sali, na której leżała Erica wyszedł lekarz. - Panie Reyes, może pan wejść do siostrzenicy. Nie wiem jak to możliwe, ale jej stan uległ znacznemu polepszeniu. Podszedłem do drzwi, wziąłem głęboki oddech, a następnie pociągnąłem za klamkę.
Erica leżała na łóżku. Była cała posiniaczona i podrapana. - Hej słonko. - powiedziałem z lekkim uśmiechem. - Derek, jak dobrze Cię widzieć! - odpowiedziała podniesionym głosem. - Spokojnie musisz odpoczywać. - Lekarz powiedział, że miałam wypadek. - Tak, ale już jest wszystko w porządku. Twoje wilcze geny przyspieszą proces regeneracji. - Wiem, domyśliłam się. Derek, co z moimi rodzicami? - zapytała Erica. Po raz kolejny ciężko westchnąłem. Dziewczyna patrzyła na mnie nawet niepytającym, a błagalnym wzrokiem. Odwróciłem twarz w prawą stronę i utkwiłem swój wzrok w białej ścianie. - Derek, błagam Cię, powiedz mi jak oni się czują. Czy wszystko z nimi dobrze? - Posłuchaj Erica. Samochód twoich rodziców zderzył się z tirem. - Nie. - powiedziała dziewczyna, a łzy napłynęły jej do oczu. - Ty jako wilkołak jesteś silniejsza i jakoś udało Ci się z tego wymigać, ale twoi rodzice... - Nie to nie mogło się stać. Błagam Cię, powiedz mi, że to nie jest prawda! - Erica zaczęła szlochać i rwać włosy ze swojej głowy. Usiadłem obok niej i mocno ją przytuliłem. - Derek, zaklinam Cię. Powiedz, że oni żyją. - błagała mnie dziewczyna. - Przykro mi. - odpowiedziałem i poczułem, że mi również napłynęły łzy do oczu.
Lynette Wilkołak
Liczba postów : 768 Punkty : 0 Join date : 12/05/2012 Age : 28
Beacon Hills Imię i nazwisko: Allison Argent Wiek: 17 Rasa: Łowca
- Erica, ile razy Ci mówiłem, że masz się nie spóźniać? - wydarł się na mnie nasz Alfa. Ze zmrużeniem oczu rozejrzałam się po metrze. Brakowało jeszcze jednego członka stada. - A Boydowi wolno, hę? - warknęłam. Derek i Isaac wymienili porozumiewawcze spojrzenia. - Nie słyszałaś? - spytał Lahey. - O czym? - Miał wypadek. - Zatkało mnie i momentalnie zrobiło mi się głupio. - Ale... Jak... Jak to? - Mężczyźni powtórnie wymienili spojrzenia. - Erica, masz dziś wolne - oznajmił Derek - chyba powinnaś go odwiedzić. Zgodziłam się z nim i natychmiast się do niego udałam. Zanim jeszcze weszłam do sali, w której się znajdował natknęłam się na wychodzącego od niego lekarza. - O, dzień dobry - powiedziałam siląc się na uprzejmy ton. Lekarz był młody i prawdopodobnie nowy. Uśmiechnęłam się do niego zalotnie, zerknęłam przez jego ramię i wskazałam głową na chłopaka leżącego na szpitalnym łóżku. - Czy mógłby mi pan powiedzieć co z nim? - Pani z rodziny...? - Proszę sobie darować - powiedziałam, nie przestając się uśmiechać. - Jestem mu wystarczająco bliska. Lekarz przez chwilę się zawahał, ale potem dość niechętnie mi odpowiedział: - Z nim raczej w porządku... - A z kim nie? - Z jego matką. Niestety, przykro mi, ale ona nie przeżyła tego wypadku i skoro jest pani z nim blisko to byłoby dobrze gdyby mu to pani przekazała. - Wzięła głęboki oddech i pokiwałam przytakująco głową. - Rozumiem - mruknęłam i wyminęłam doktora. Z szerokim uśmiecham podeszłam do Boyda i już z daleka wyciągnęłam do niego ręce. - Hej - powiedziałam i uścisnęłam go na powitanie. Odmruknął mi coś niewyraźnie. Podsunęłam sobie krzesło i spojrzałam na niego uważnie. - Nic ci nie jest? - Nie no co ty - powiedział... tak po prostu. Nieco chłodnym tonem. - Ale... Ciekawi mnie co z moją mamą. - Więc... - zaczęłam spuszczając wzrok. Przeczesałam dłonią włosy. - Wiesz... - Erica, wiesz coś?! - zawołał pełen nadziei. Po raz pierwszy w życiu słyszałam w jego głosie aż tyle emocji. Z westchnieniem ujęłam jego dłoń obydwoma rękoma. - Posłuchaj, twoja mama nie żyje - powiedziałam na jednym wydechu. Oczekiwałam napadu furii, paniki, wybuchu płaczu, ale nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego Boyd wpatrywał się we mnie spokojnym spojrzeniem. Czekałam i czekałam... W końcu przemówiło, ostro, za ostro jak na niego: - Niemożliwe. Kłamiesz. - Jego oczy zwężyły się w wąskie szparki. - Boyd, przykro mi... Naprawdę, chciałabym kłamać. - Głos nie zadrżał mi ani na chwilę, z czego byłam dumna. - Ale masz mnie i nasze stado! - To nic dla mnie nie znaczy... - Wiem, że jest ci ciężko. - Nie, nie wiesz! Zamknęłam się. Podniesiony głos źle wróżył. Patrzyłam na niego przez chwilę, na tę maskę obojętności, dostrzegłam w jego oczach cierpinie i ogromny smutek. Po jego policzku stoczyło się kilka ciężkich łez. Bez słowa wstałam i usiadłam obok niego na jego szpitalnym łóżku. Przytuliłam go. Mocno, z całej siły. - Będzie dobrze - złożyłam pustą obietnicę. A on dopiero wtedy odwzajemnił mój uścisk, zamykając mnie w swoim niedźwiedzim uścisku.
Lynette Wilkołak
Liczba postów : 768 Punkty : 0 Join date : 12/05/2012 Age : 28
Beacon Hills Imię i nazwisko: Allison Argent Wiek: 17 Rasa: Łowca
wiedźma - Wspaniała przyjaciółka z Ericki. Naprawdę, poradziła sobie z tym trudnym zadaniem, choć wiadomo, jaka może być początkowa reakcja. Biedny Boyd.
Lynette Wilkołak
Liczba postów : 768 Punkty : 0 Join date : 12/05/2012 Age : 28
Beacon Hills Imię i nazwisko: Allison Argent Wiek: 17 Rasa: Łowca
Zadanie 1 . - Gdzie ona jest. – dopytywał się Stiles. - Uspokój się nic jej nie jest. Gorzej z jej rodzicami. – tłumaczył mu Scott. - Mianowicie? - Nie żyją. – dokończyłem. Stiles opadł bezsilnie na krzesło obok mnie. - Jak to się stało. I co ty tu robisz? - Jechali samochodem. Jej ojciec coś zobaczył, nie jestem pewien coś, a ja widziałem wypadek i to ja zadzwoniłem na pogotowie, dla państwa Martin było za późno. - Ktoś .. musi jej powiedzieć. Scott? – zagadał Stiles, chłopak był w totalnym szoku. – Jak ona sobie teraz poradzi. Będzie całkowicie sama i .. - Ja jej powiem . – odezwałem się przerywając Stilińskiemu. - Ty? – zapytali Stiles i McCall jednocześnie. - Wy nie wiecie co to znaczy być samotnym, ja wiem. – nie czekając na odpowiedzi weszłam do pokoju w którym leżała Lydia. Nie spała. – Jak się czujesz? – zapytałem wkładając ręce do kieszeni. - Interesuje cię to? – zapytała zachrypniętym głosem. - Widziałem co się stało. – Z jej oka popłynęła pojedyncza łza. - To się działo tak szybko, on zobaczył to na drodze, to było duże jak człowiek. – zaczynała coraz bardziej płakać. – Co z nimi? – zapytała pociągając nosem. Usiadłem obok niej i żeby okazać jej współczucie chwyciłem ją za rękę. Nie zabrała jej. W momencie zaczęła gęsto płakać. – To nie prawda. Nie prawda. - Nie możesz się teraz poddać. Oni by tego nie chcieli. Oni zawsze będą z tobą – mocniej ścisnęła moją rękę. – Nie pokazuj im, że płaczesz. Pomyślą, że jesteś słaba, a przecież wiemy, że nie jesteś. Spójrz w okno jest tam chłopak, który kocha cię równie mocno jak oni. I boi się tak jak ty. Ale boi się o ciebie, że nie dasz rady. On ci pomoże. Bądź silna dla niego, Jacksona, ale i dla nich. – płakała, bardzo mocno. – W pewnym momencie ból odejdzie. Jest na to lek …czas i ludzie którym na tobie zależy. Ja nie miałem takich ludzi, ale leczyłem ból ..bólem. Ty dasz sobie radę, bo oni w ciebie wierzą. – zrozumiałem, że ona musi płakać. – Płacz , to ci pomorzę, pamiętaj tylko, że oni są z tobą. - Czy ja będę ich widzieć? - Nie wiem ..może czasem ..we śnie. Na pewno będziesz ich czuć. Ja zawsze czuje, że mój starszy brat jest przy mnie. - Dziękuje. – wytarłem jej łzy dłonią jak bym nie był sobą i wyszedłem. Ciągle płakała. Stiles chciał już wejść do jej pokoju, ale złapałem go za bluzę. - Potrzebuje spokoju. Nie teraz. – pokiwał głową.
Lynette Wilkołak
Liczba postów : 768 Punkty : 0 Join date : 12/05/2012 Age : 28
Beacon Hills Imię i nazwisko: Allison Argent Wiek: 17 Rasa: Łowca
Lucca O matko... Chwyciło mnie za serce. To, co Isaac powiedział Lydii, ten sposób. Urzekający. Naprawdę, zrobiłaś z Isaac'a uczuciowego chłopaka, dobrego przyjaciela, jakim z pewnością jest w środku, bo wreszcie się otworzył.
Smee. Zaatakowany
Liczba postów : 237 Punkty : 5 Join date : 19/12/2012
- Tato nic mi nie jest! Słyszysz? Nic. – powtarzałem w kierunku mojego ojca gdy ten ciągnął mnie po szpitalnym korytarzu. – Tylko trochę się poobijałem. - To nazywasz poobijaniem? – tata wskazał na moje podrapane żebra. - No dobra może akurat tutaj trochę boli ale nie musisz od razu ciągnąć mnie do lekarza. – powiedziałem próbując wyswobodzić się z uścisku. Podczas akcji w domu Dereka razem ze Scottem spadliśmy z dość wysoka gdyż zawalił się zwęglony sufit. Scott to Scott, miał te swoje magiczne zdolności i nic mu nie jest ze mną też nie jest tragicznie, ledwo kilka siniaków, podrapane żebra, kilka ran na twarzy i boląca głowa. - Stiles to może być poważne. Usiądź tu i poczekaj, ja wezwę lekarza. – powiedział sadzając mnie na krześle i rozglądając się po korytarzu. No pięknie to się wpakowałem, pomyślałem i rozłożyłem się wygodnie na krześle. Po chwili mój ojciec dostrzegł jednego z lekarzy i ruszył w jego kierunku. Poczułem, że to dobry moment na ucieczkę. Podniosłem się z krzesła i łapiąc się za obolałe żebra weszłam do pierwszego pokoju jaki miałem w zasięgu wzroku. Pokój był cały biały, łącznie z meblami. Na środku stało łóżko a w nim jakaś mała pewnie chora dziewczynka. - Hej. – rzuciłem i machnąłem ręką w jej stronę. Dziewczynka spojrzała się na mnie zdziwiona. - Nie, nie przejmuj się ja tylko na chwile. – powiedziałem widząc jej minę. Dziewczynka spojrzała się na mnie jeszcze bardziej zdziwiona niż wcześniej a po chwili zapytała: - Ukrywasz się przed kimś? - Tak. – odpowiedziałem jej przystawiając ucho do ściany. – Przed tatą, czekam aż sobie pójdzie żebym mógł wyjść i uciec ze szpitala. Dziewczynka uśmiechnęła się w moją stronę. - Jesteś zabawny. – powiedziała po chwili. - Wszyscy mi to mówią. – powiedziałem również uśmiechając się w jej stronę. Wydawała się miłą dziewczynką. - Dobra lepiej sprawdź jak tam na zewnątrz. – upomniała mnie ze śmiechem. Miała rację. Podszedłem do drzwi i lekko nacisnąłem klamkę. Wychyliłem głowę za drzwi. Było pusto. Ani śladu mojego taty, ani lekarza. Dobry znak, pomyślałem i ponownie schowałem głowę do pokoju. - Nikogo nie ma to chyba będę leciał. – powiedziałem w stronę dziewczynki. - Do zobaczenia. – powiedziała i pomachała mi. Powoli i pocichu wyszedłem na korytarz. Rozejrzałem się dla pewności czy aby nikogo nie ma i najszybciej jak to możliwe z bolącymi żebrami ruszyłem do wyjścia. Zdawałem sobie sprawę jaki wściekły będzie po powrocie mój tata ale nie miałem zamiaru zostawać w szpitalu. Mój plan ucieczki właśnie się powiódł i z tego byłem dumny.
Lynette Wilkołak
Liczba postów : 768 Punkty : 0 Join date : 12/05/2012 Age : 28
Beacon Hills Imię i nazwisko: Allison Argent Wiek: 17 Rasa: Łowca
Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Przyłożyłam dłoń do czoła i westchnęłam. Atak epilepsji czy skutki sobotniej nocy? Atak odpadał dzięki wilkołactwu, natomiast jeśli chodziło o sobotnę... Mogłam przysiąć, że jeszcze wczoraj był poniedziałek, więc raczej niemożliwe. Otworzyłam oczy i z roztargnieniem je przetarłam. Był chyba środek nocy, bo wokół panowała ciemność a ja leżałam na szpitalnym łóżku i byłam podłączona do kroplówki. Ciekawe ile byłam nieprzytomna. Skrzywiłam się z niesmakiem na widok igły i szybko odwróciłam wzrok. Obrzydliwe. Zastanawiałam się jak stąd najszybciej uciec. O korytarzu nie było mowy, bo wszędzie pałętali się dyżurujący lekarze, natomiast okno w pomieszczeniu, w którym się znajdowałam, było zablokowane. Poza tym na sąsiednim łóżku jakiś nastoletni chłopak wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczyma, co mnie trochę przerażało, jestem pewna, że z dziką satysfakcją by mnie wydał. Z zamkniętymi oczyma odkleiłam opatrunek z ręki i wyciągnęłam kroplówkę. - Okropność - mruknęłam i zsunęłam się z łóżka. Postanowiłam iść do łazienki i tak też zrobiłam, idąc przez korytarz napotkałam panią McCall, mamę Scotta. Przeklęłam w myślach. - Och, Erica! Co ty tutaj robisz? - Ja... Muszę do łazienki - oznajmiłam zdecydowanym tonem i zaczęłam drobić nogami, by ją przekonać. - Powinnaś leżeć, miałaś ciężką poprzednią noc. - Ale ja muszę - odparłam z mocą. Przez chwilę zastanowiło mnie co tutaj robię i ile leże w szpitalu. - Pani McCall dlaczego tu właściwie jestem? - Miałaś wypadek, kochanie. Wpadłaś do podziemnego tunelu w lesie i straciłaś przytomność. Miałaś nacięcie na szyi, prawdopodobnie się skaleczyłaś. Leżałaś nieprzytomna przez dwa dni. - Aha - odparłam nieco zdziwiona, bo niczego nie pamiętałam. - Dobrze. Najszybciej jak tylko mogłam, poszłam w stronę łazienek. W pomieszczeniu obłożonym kafelkami znajdowało się ogromne, przestrzenne okno. Otworzyłam je na oścież i spojrzałam w dół. Z dobre kilka metrów, ale dam radę. Przełożyłam jedną nogę przez parapet, potem drugą i usiadłam na parapecie. Szybko omiotłam wzrokiem parking i z ulgą stwierdziłam, że nikt się po nim nie kręci. Skoczyłam, lekko się zachwiałam przy lądowaniu i musiałam kucnąć, ale poza tym mi się udało. Podbiegłam do najbliższej budki telefonicznej, która znajdowała się na parkingu i zadzwoniłam do Dereka. - Derek? Przyjedź po mnie do szpitala, ale szybko. - Nie czekając na odpowiedź odłożyłam słuchawkę i zaczęłam iść w kierunku głównej ulicy. Uszłam zaledwie pół kilometra, kiedy koło mnie pojawiło się czarne auto Dereka. - Uciekłaś ze szpitala? - zapytał mnie na wstępie. - Nie mam zamiaru spędzić tam ani chwili dłużej - odburknęłam i założyłam ręce na piersi.
Lynette Wilkołak
Liczba postów : 768 Punkty : 0 Join date : 12/05/2012 Age : 28
Beacon Hills Imię i nazwisko: Allison Argent Wiek: 17 Rasa: Łowca
Twoja postać ukrywa się przed kimś w kostnicy. Czekając na wolną drogę, postanawiasz rozejrzeć się po pomieszczeniu. Nagle napotykasz się na znajome nazwisko, z zaintrygowaniem oglądasz zwłoki i odkrywasz na nich dziwne ślady. Niestety, zostajesz przyłapany przez personel.
Wytłumacz się ze swojego postępowania.
Lynette Wilkołak
Liczba postów : 768 Punkty : 0 Join date : 12/05/2012 Age : 28
Beacon Hills Imię i nazwisko: Allison Argent Wiek: 17 Rasa: Łowca