Powracam z nowym rozdziałem i dziękuję za pochlebne komentarze. Naprawdę wiele dla mnie znaczą.
Miał być o wiele dłuższy, ale postanowiłam podzielić go na dwa odrębne rozdziały, gdyż wtedy można skupić się na obu relacjach między różnymi bohaterami. Choć nadal nie jestem do końca pewna, czy to dobry pomysł, jednak z czasem się przekonamy.
Dziś nieco inne spojrzenie na Allison. Wiem, że niektórzy ją hejtują za jej podłe zachowanie, dlatego nie mogę się doczekać Waszych reakcji.
A zatem nie przedłużam. Miłego czytania!
________________________________________________________
Chapter 12
The other way. The other me
Po ostatnim dzwonku ogłaszającym koniec zajęć, spotkałem się ze Scottem przy drzwiach frontowych. Chwilę później dołączył do nas Isaac. Kiedy do nas podszedł, kiwnął na mnie głową z obojętnym wyrazem twarzy. W ręku trzymał komórkę, którą pomachał.
- Mamy się spotkać z Derekiem, by ustalić dzisiejszy plan warty.
Scott pokiwał głową ze zrozumieniem. Obaj wiedzieliśmy, że dziś nie unikniemy naszych zobowiązań.
Razem wyszliśmy na świeże powietrze, a słońce przyjemnie ogrzało nasze twarze.
Wtem zauważyliśmy, że pod szkołę zajechało czarne BMW M6. Zmarszczyłem brwi. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego auta w okolicy.
Pospiesznym krokiem podeszła do niego znajoma ciemnowłosa dziewczyna. Szyba uchyliła się i zdołałem dostrzec siedzącego w samochodzie jakiegoś nieznanego chłopaka, szczerzącego się na widok nastolatki.
Tym razem na twarzy Allison zawitał radosny uśmiech, który wydawał się być jak najbardziej szczery. Powiedziała coś, przystając na chwilę w pół drogi, a gdy typ w aucie odpowiedział jej, otworzyła drzwi i wsiadając, zaśmiała się wesoło. Dawno nie była taka szczęśliwa. Właściwie, odkąd zerwała ze Scottem...
Zerknąłem na niego. Jego twarz wykrzywiał ból. Miał o tyle gorzej, że słyszał o wiele więcej, niż ja, więc wiedział, z czego Alli się tak cieszyła. Mimo to mogłem się domyślać, że właśnie ten nowy chłopak był powodem jej dobrego humoru.
- Szybko znalazła sobie pocieszenie - zdziwił się Isaac.
Zganiłem go wzrokiem. Chłopak jak zwykle miał idealne wyczucie taktu.
- Wygląda na to, że ona już ruszyła dalej - powiedział Scott, a jego głos był wyzuty z emocji.
Machnąłem rękami przed sobą i beztrosko odparłem:
- Oznacza to, że ona nie jest ciebie warta. - Starałem się go pocieszyć. Widok zdruzgotanego przyjaciela nie należał do przyjemnych.
Scott pokręcił głową.
- Nie. To oznacza, że ktoś inny zagoił jej rany i sprawił, że znów stała się szczęśliwa. Zostawiła przeszłość za sobą i ruszyła dalej. Tylko ja zostałem w tyle.
Mówił o tym tak spokojnie. Zupełnie jak ja dzisiaj na stołówce. Tylko, że ja od początku w podświadomości wiedziałem, że stałem na przegranej pozycji. Scottowi natomiast mogło się udać i szczerze mu kibicowałem.
Chciałem zaprzeczyć i wesprzeć swojego przyjaciela. Otworzyłem usta, ale niestety nie potrafiłem wydobyć z nich żadnych słów. To, co powiedział było całkowitą prawdą. Wyglądało na to, że Allison pogodziła się z losem. Mało tego, szybko wygoiła się z ran po rozstaniu i znalazła sobie kogoś innego na zastępstwo.
Tymczasem Scott czekał na nią w nadziei, że jej niezrozumiałe zachowanie było przejściowe i kiedy tylko dziewczyna się uspokoi, wszystko powróci do normy, włącznie z ich związkiem.
- I nic z tym nie zrobisz? Nie będziesz o nią walczył? - Isaac patrzył na Scotta z wyrzutem.
Rzuciłem mu spojrzenie pod tytułem „wcale nie pomagasz”. Chłopak wzruszył ramionami w akcie bezradności i poirytowania. Wtedy zrozumiałem, że niczego nie pojmuje i westchnąłem.
W mojej głowie pojawił się pewien zasłyszany kiedyś cytat, który idealnie pasował do sytuacji. Postanowiłem go wykorzystać.
- Czasem przychodzi taki moment w życiu człowieka, że trzeba zrezygnować, zapomnieć, pójść na przód. I nieważne, jak cholernie by ci zależało, jak trudne by to było. Po prostu trzeba.
Isaac spojrzał na mnie zaszokowany. Widocznie nie spodziewał się po mnie takiej mądrej odpowiedzi. W końcu pokiwał głową ze zrozumieniem.
Zerknąłem na ciemnowłosego chłopaka, patrzącego w zamyśleniu przed siebie.
- Scott... - zacząłem.
- Chodźmy już - przerwał mi przyjaciel i ruszył w kierunku parkingu.
Całą drogę do kryjówki Dereka spędziliśmy w milczeniu. Wszedłszy do opuszczonej stacji metra, na jej środku ujrzeliśmy oboje panów Hale. Spostrzegłem, że na widok Scotta młodszy z nich zmarszczył brwi i skrzyżował ręce na piersi.
- Jaki jest plan? - zapytałem, chcąc od razu przejść do sedna bez zadawania zbędnych pytań.
Derek skierował na mnie wzrok. Nabrał powietrza do płuc, lecz niespodziewanie głos zabrał mój przyjaciel:
- Zgłaszam się na monitorowanie lasu z Derekiem.
Odwróciłem zdziwiony wzrok na Scotta. Przejął inicjatywę. Po raz kolejny pokazał Alfie, że miał głowę na karku. A może po prostu potrzebował przestrzeni po tym, co przeżył po zobaczeniu swojej ukochanej z innym?
Derek tymczasem skinął powoli głową, analizując zachowanie ciemnowłosego chłopaka.
- Peter, obserwuj dom Argentów.
Starszy Hale pokiwał głową z aprobatą.
Na ten gest Scott odwrócił się do nas.
- A wy - spojrzał znacząco najpierw na Isaac'a, a potem na mnie - będziecie pilnować dzisiejszego wieczoru Allison.
Jasnowłosy chłopak zrobił zaskoczoną minę.
- Co? Dlaczego mamy ją niańczyć? Po tym, co zrobiła...
Odchrząknąłem.
- A więc ustalone - odparłem i klasnąłem w dłonie.
Isaac zazgrzytał tylko zębami i zacisnął pięści, tłumiąc swoją złość.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić. Na odchodnym Derek przystanął i rozejrzał się po twarzach zgromadzonych:
- Będziemy w kontakcie.
Ѡ
Ciemnowłosa dziewczyna leżała na łóżku, a jej bujne kręcone kosmyki opadały na policzki i poduszkę. Patrząc tępo na sufit, pogrążała się w rozmyślaniach. Czy na pewno dobrze postępowała? Z pewnością dla wszystkich było lepiej, kiedy trzymała się na uboczu.
Ze wszystkich sił starała się wyplewić uczucia, jakie się w niej zakorzeniły. Życzliwość. Czułość. Troska. Tęsknota. Miłość. Nie mogła sobie pozwolić na słabość. Przy nikim.
Nagle przypomniała sobie widok twarzy bliskich, które okazywały potępienie i surową krytykę i do jej oczu mimowolnie napłynęły łzy. Zacisnęła powieki i westchnęła ciężko. Nie, będzie okay, pomyślała.
Miała dobre powody, by chronić swoich przyjaciół. Krzywdziła ludzi, na których jej zależało, bo inaczej widywanie się z nią stanowiłoby dla nich poważne niebezpieczeństwo. Lepiej, kiedy ją nienawidzili, niż gdyby mieli stracić życie przez jej egoizm. Nie mogła pozwolić łowcom na skrzywdzenie swoich przyjaciół. Dlatego musiała zacząć działać na własną rękę.
Nikt nie mógł znać jej planu. Nie mogła niczym ryzykować.
W jej głowie szumiało od słów, które ostatnio wypowiadała do swoich przyjaciół. Każde z osobna raniło ją w środku, a widok zaskoczonych i złych na nią osób po prostu kaleczył jej serce. Musiała jednak udawać, by odsunęli od niej jak najdalej. W ten sposób zostaną ocaleni.
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk swojego imienia.
- Allison! - krzyknął przytłumiony, męski, trochę chropowaty głos. Dochodził z parteru.
Dziewczyna odetchnęła, po czym energicznie podniosła się z łóżka. Mijając lustro wiszące na ścianie, przejrzała się w nim i poprawiła włosy, a następnie wyszła na korytarz. Stanęła na moment u szczytu schodów i oparła delikatnie rękę o balustradę. Na dole ujrzała przystojnego ciemnowłosego chłopaka o niebieskim połyskliwym spojrzeniu i zachwycającym uśmiechu. Jego mięśnie seksownie opinały mu ciemny t-shirt. Kiedy chłopak patrzył na nią w ten sposób, nie potrafiła powstrzymać wstępującego na jej twarz uśmiechu.
Była świadoma tego, że na każdym kroku musiała uważać na to, co robiła. Musiała udawać zołzę przed przyjaciółmi i kochaną córeczkę oraz następczynię matki przed pozostałymi łowcami, ale przyjaźń z tym chłopakiem wcale nie była przymuszona. To była jej własna wola i chyba jedyny luksus, na który mogła sobie w tej chwili pozwolić.
Allison odetchnęła, następnie zeszła na dół i przystanęła przy Nathanielu. Z bliska wydawał się o wiele bardziej wysoki i umięśniony. Cóż, liczne treningi wyrzeźbiły jego ciało w wystarczający sposób, by każda dziewczyna mogła przy kimś takim poczuć się bezpiecznie.
- Witam ponownie. - Chłopak obdarzył ją uśmiechem, przez który Allison zrobiło się o wiele cieplej. - Gotowa?
Ciemnowłosa zmarszczyła brwi.
- Na co? - zapytała niepewnie.
Nathaniel przestąpił z nogi na nogę i opuścił brodę, by spojrzeć dziewczynie prosto w twarz i nie odrywając od niej wzroku, wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Ufasz mi? - zapytał, jakby chciał się w ten sposób upewnić.
Allison zastygła w milczeniu z delikatnie rozchylonymi ustami. Spokojnie analizowała sytuację, próbując nie zepsuć swoich relacji z chłopakiem. Cichy głos w jej głowie podpowiadał, że jemu mogła ufać. Mimo tajemnic, jakie przed nim ukrywała, aktualnie wiedział o niej o wiele więcej, niż jej przyjaciele.
Tymczasem Nathaniel zmarszczył brwi i zniżył teatralnie głos.
- Moje serce za chwilę rozpadnie się na setki kawałków poprzez jedno rozczarowanie. Uważaj więc na nie, bo nie bardzo chciałbym, by było aż tak pokiereszowane.
Jego oczy iskrzyły się łobuzersko. Allison się uśmiechnęła, po czym uścisnęła jego dużą, ciepłą dłoń.
Na ten gest chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Bardzo dobra decyzja. Chodź.
Pociągnął ją w stronę wyjścia. Niespodziewanie zza rogu wyłonił się niewysoki szczupły mężczyzna i obdarzył parę przenikliwym wzrokiem. Oboje przystanęli, a Allison westchnęła z zawodem spodziewając się, że ojciec nie pozwoli jej na eskapadę z Nathanielem.
Jakie zdziwienie ją ogarnęło, kiedy po chwili badawczego przypatrywania się nastolatkom, Chris zwrócił się do chłopaka swoim chropowatym głosem:
- Uważaj na nią. - Zwrócił wzrok na dziewczynę i dodał opiekuńczo: - Miłej zabawy.
Allison zmarszczyła brwi. W stosunku do Scotta nigdy się tak nie zachowywał. Czy fakt, że Nathaniel był łowcą sprawiał, że ojciec czuł się o wiele spokojniej? Z pewnością uważał, że jego córka była w dobrych rękach.
Chłopak przytaknął Argentowi z uśmiechem, następnie cały czas trzymając rękę dziewczyny, wyprowadził ją na dwór i skierował ją w stronę samochodu.
- Gdzie my właściwie jedziemy? - zapytała Allison, nagle zdając sobie sprawę, że nadal nie otrzymała odpowiedzi.
- Otóż, droga Alli, wybieramy się na przejażdżkę do rezerwatu - powiedział lekkim tonem i posłał jej łobuzerski uśmiech.
W drodze do samochodu chłopaka natknęli się na rosłego mężczyznę w średnim wieku. Na widok nastolatków rozluźnił mięśnie i przystanął na chwilę na chodniku.
- To już? - Obdarzył parę miłym uśmiechem.
Kiedy chłopak kiwnął głową i uśmiechnął się, pan Monkshood uniósł znacząco brew.
- Ufam, że zadbałeś o wszystko jak należy? - Zwrócił się porozumiewawczo do swojego syna.
Allison spojrzała zaskoczona na chłopaka zdezorientowana. O co miał niby zadbać?
Nathaniel przygryzł wargę i zerknął na dziewczynę nieco speszony, a na jego twarzy pojawił się delikatny rumieniec.
- Oczywiście, tato - odparł, odwracając zmieszany wzrok w stronę mężczyzny.
Dziewczyna zdała sobie sprawę, że chłopak już wcześniej musiał zaplanować ten wypad. To dlatego jej tata zachowywał się tak dziwnie miło. Wszyscy wiedzieli, że wychodzili razem, oprócz samej zainteresowanej.
W jej głowie pojawiła się mała lampka alarmowa, która wysyłała jej zapytanie; czemu wcześniej niczego nie spostrzegła? Skoro była łowczynią, powinna mieć intuicję. Z drugiej strony natomiast Alli czuła, że część jej cieszyła się z niespodzianki, którą chciał zrobić jej Nathaniel. To było naprawdę miłe.
- W porządku. - Starszy mężczyzna pokiwał głową, a jego twarz wypełnił przyjazny uśmiech. - W takim razie bawcie się dobrze.
Allison odwzajemniła uśmiech. To naprawdę miły facet, pomyślała.
Na odchodnym pan Monkshood poklepał syna po ramieniu i skierował się w stronę domu Argentów.
Kiedy wszedł na ganek domu Argentów, dziewczyna zwróciła wzrok na Nathaniela.
- Co byś zrobił, gdybym się nie zgodziła? - zapytała, przechylając głowę, a w jej kącikach ust igrał podstępny uśmieszek.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Próbując ukryć swój wstyd, musiałbym cię porwać - odparł poważnym tonem.
Allison wyprostowała się i zmrużyła oczy. Przypomniało jej się, jak jej ojciec użył podstępu i upozorował porwanie, co stanowiło część treningu. Nie mając pojęcia, co się dzieje, czuła się strasznie słaba i bezbronna. To było okropne uczucie i nie chciała tego więcej doświadczać. A potem informacja o śmierci matki spadła na nią jak grom z nieba. Przepełniona bólem i rozpaczą, nie wiedziała, czy w tej kwestii może ufać ojcu. Wydawało jej się, że to kolejna część treningu, z tym, że tym razem okrutne kłamstwo taty przerażało ją o wiele bardziej.
Chłopak, widząc, jak dziewczyna coraz szybciej łapie oddech, złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- Hej, spokojnie. Wszystko dobrze - wyszeptał cicho.
Allison przymknęła oczy. Kojący głos sprawił, że uspokoiła swoje oszalałe serce.
Była świadoma tego, że szybko traciła panowanie nad sobą. Jako łowczyni nie mogła okazywać słabości. Musiała więc bardziej się kontrolować.
Kiedy wyrównała oddech, otworzyła powieki i zobaczyła przed sobą zatroskaną twarz ciemnowłosego chłopaka. Poczuła, jak kciukiem delikatnie muskał jej zaciśniętą rękę, co dodawało jej otuchy.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć? - Młody Monkshood upewnił się, opuszczając lekko brodę do dołu, by móc spojrzeć dziewczynie w oczy.
Zmusiła się do uśmiechu i przez chwilę wpatrywała się w jego niebieskie tęczówki, w których delikatnie migotały iskierki.
Nagle kątem oka spostrzegła za drogą w zaroślach jakiś ruch. Zmarszczyła brwi i wyjrzała zza ramienia chłopaka, wyczuwając coś podejrzanego. Nathaniel zdziwiony zachowaniem dziewczyny, również obejrzał się w tamtą stronę. Po chwili z krzaków wypadł czarny kot.
Dziewczyna przełknęła ślinę. Może ostatnio była zbyt przewrażliwiona? Jeszcze moment patrzyła w tamto miejsce, ale nie doczekując się niczego, odwróciła się w stronę chłopaka.
- Jedźmy już - wyszeptała, starając się zabrzmieć naturalnie.
Nathaniel skinął głową i w milczeniu odprowadził Allison do drzwi od strony pasażera, otworzył je przed nią, po czym sam zajął miejsce kierowcy.
Zanim odpalił silnik, spojrzał na Alli. Wydawała się dziwnie milcząca i melancholijna. Za wszelką cenę chciał ją jakoś pocieszyć.
- Hej - wyszeptał. Kiedy ich oczy się spotkały, dodał: - Choć na chwilę zapomnij o wszystkim, co cię dręczy i uśmiechnij się. Zrób to dla siebie. Dla mnie. - Jego głos zawisł w powietrzu. Wpatrywali się w swoje oczy, aż twarz Allison wypełnił przyjazny uśmiech.
- Widzisz? Wcale nie było to takie trudne. I tak jest o wiele lepiej. - Nathaniel uśmiechnął się zadowolony i puścił do niej oko, na co dziewczyna parsknęła śmiechem.
Naprawdę, ten chłopak działał z nią cuda i całkowicie nie potrafiła tego wyjaśnić.