Bar w Beacon Hills

* Ostatni dzień w roku. Co jak co ale w sylwestra człowiek trzeźwy nie powinien być. Otworzyłem drzwi baru i usiadłem na krześle przy barze.
- Co podać?
- Wódka z colą . - jak szaleć to szaleć.

Wszedłem do baru. Rzadko tu bywałem. Nie byłem typem chłopaka który lubi się upić. Na wejściu zauważyłem siedzącego przy barze Isaaca. Postanowiłem usiąść obok niego. A co mi tam rok się kończy.

Łyk jeden, łyk drugi i trzeci. I Stiles u boku. Spojrzałem na niego z pytaniem w oku.

Isaac wyraźnie się rozkręcał.
- Masz zamiar się upić? – zapytałem.

- Jest sylwester. Dziś nie pora na trzeźwość . - powiedziałem i postawiłem przed nim swoją szklankę. - Śmiało. - powiedziałem i spojrzałem przed siebie w poszukiwaniu barmana.

Spojrzałem na Isaaca a potem na szklankę.
- Koniec roku co nie? Czemu spędzasz go sam w barze? – zapytałem i wypiłem zawartość szklanki.

Padł pytanie.
- A z kim? Na tym polega moje szczęście. Nie mam nikogo. - spojrzałem na niego i wzruszyłem ramionami.

- To nie jest szczęście tylko pech. Co to za frajda spędzać sylwestra samemu? Żadna ale nie martw się ja ci dzisiaj dotrzymam towarzystwa. – powiedziałem i postawiłem przed nim pustą szklankę z wesołą miną.

Spojrzałem na niego zdziwiony i odkręciłem się na krześle w jego stronę.
- Pech? Wolę być sam niż gdybym musiał tu siedzieć weźmy na to z moim ojcem. - powiedziałem . - Dwa razy to samo.- krzyknąłem do barmana.

- To ciesz się, że zamiast twojego ojca jestem ja. – poklepałem go po ramieniu.
Barman podał nam drinki. Wziąłem swój do ręki i z uśmiechem powiedziałem:
- Za to żeby mi się udało z Lidią. – wypiłem wszystko co było w szklance. – A ty za co pijesz? – spytałem.

- Może i ja bym kogoś poznał. - zaśmiałem się - a tak to za udany rok. - wypiłem. I żeby nie być samotnym. - pomyślałem.

- Masz blisko siebie fajną dziewczynę. Mówię o Erice. – powiedziałem szczerząc się.

Pijąc drinka i słysząc jego słowa zakrztusiłem się i zacząłem dychać.
- Co ?!

Roześmiałem się na widok jego reakcji.
- No przestań pasujecie do siebie. Spędzacie razem dużo czasu. Nie udawaj, że nic was nie łącz. – powiedziałem.

Otworzyłem drzwi, po czym wszedłem do środka. Bar świecił pustkami. Przy blacie siedziało tylko dwóch kolesi i ku mojemu zdziwieniu okazali się nimi Stiles i Isaac.

- Nie stary nic nas nie łączy. A widzisz na razem, bo jesteśmy stadem - spojrzałem na niego. - Poza tym ona jest ...odpychając. - Pomyślałem chwile. Ja i Reyes.

- Niee stary. Mi się ona kompletnie nie podoba - powiedziałem i skrzywiłem się. - gra pustą. A ja tego nie lubię. Trzeba być sobą. Po co grać? - zapytałem i pociągnąłem łyka ze swojej szklanki.

- Jak jesteś taki wybredny to nikt ci nie zostanie. Allison zajęta, Lydia też. – dodałem mocniej aby zaznaczyć, że na ma na co liczyć z Lydią. – Ty mistrzem flirtu ani romantykiem nie jesteś, więc zostają ci znajome. – poklepałem go po ramieniu. - No chyba... - zawachałem się. - ...chyba, że ty wolisz chłopców.

I kolejne zakrztuszenie się . Spojrzałem na niego groźnie.
- Serio pytasz? - zapytałem.

- No wiesz dużo czasu spędzasz wśród chłopców. – uśmiechnąłem się do niego znacząco. - Ja nie mam nic przeciwko gejom. Znam nawet jednego i jest bardzo w porządku.

- Nie, nie jestem gejem. - powiedziałem i szturchnąłem go. - Wierze w prawdziwą miłość i mam nadzieje, że ona ciągle na mnie poluje.
[Kocham ten tekst, kocham]

- Okey. – powiedziałem i machnąłem na barmana. – Trochę mi ulżyło, dziwnie bym się czuł gdybyś zaczął mnie podrywać bo musisz wiedzieć, że ja się podobam gejom.

Odchrząknąłem.
- Niezręcznie się zrobiło. A skąd masz taką pewność? Masz jakieś Gej Party za sobą? - zapytałem i spojrzałem na niego z boku.

- Możliwe. – przewróciłem oczami.
Barman postawił przed nami dwie kolejne szklanki. Od razu wypiłem zawartość swojej.
- Dobra skończmy ten temat. Skoro nie jesteś gejem to cię to nie dotyczy. – powiedziałem odstawiając pustą szklankę na blat baru.

- No Stiles. Co jak co, ale ciebie o gejostwo nie podejrzewałem. - zaśmiałem się. - To jak twój wybranek ma na imię? - podparłem się efektownie ręką.