Skopiuję to, co właśnie napisałam na portalu ;p
Yyy, nie rozumiem sensu całego sezonu 6B, skoro w zasadzie Anuke-Ite pokonali w 5 minut (znaczy Scott pokonał niemal sam, jak zwykle, nasz idealny Mary Sue Zbawca BH bohatersko wydłubał sobie nawet oczka, zamiast trzymać je grzecznie zamknięte), Monroe spieprzyła i robi imby na całym świecie, a Gerarda pozbyła się Kate. Nawet nikt nie umarł, bo nie liczę tego kolesia, który był pretekstem do pokazania duchowej przemiany Theo (wtf, dokąd zmierzasz, świecie, jedyną zaletą Theo była jego bezwzględność – liczyłam, że wyrwie gówniarzowi serce i obliże palce z krwi, ale niestety ;( ).
Szczerze mówiąc oczekiwałam, że zabicie anuke-ite nic nie zmieni i na koniec TW pokaże gorzką prawdę, że ludzie jednak są trochę źli, jeśli ktoś im da na to przyzwolenie i że walcząc z cyzmś, nie da się nie pobrudzić krwią. Liczyłam, że Scott będzie musiał odebrać komuś życie, bo to pozwoliłoby mu dorosnąć. Wydłubanie sobie oczu nie było drogą w dorosłość, zdecydowanie.
Ale oczywiście wydłubanie musiało służyć epic, tfu, kissowi Scalii. Ja pierniczę, od czasów VD i TO nie widziałam równie wymuszonego shipu, jak tych dwoje „zostaliśmy bez pary, bo scenarzyści ratują oglądalność stydią a Kirę wywalili na zbity pysk”. ;p
Niemniej scena Anuke-ite i Scotta jest fajna, mówię o początku z Nogitsune – największym koszmarem Scott i – rzecz jasna – słowami „that you will fail her…” *Adria obawia się, że padnie magiczne MALIA i laptop będzie musiał być wyrzucony przez okno* „ALLISON” – i w tym momencie Scott się wścieka, bo NIKT nie ma prawa wspominać Allison i szargać jej pamięci. Bo Scallison jest święte, amen, i lepiej niech nikt ze mną nie dyskutuje. xD No ale niestety 5 minut potem mamy tę obmierzłą scenę, dodatkowo do piosenki, którą bardzo lubię, podczas której mam ochotę wydłubać sobie oczy. Bueh.
Kolejny idiotyzm, co już wskazywano powyżej – żółty tojad załatwiony w 5 minut wypaleniem skóry. A popiół? no dajcie spokój. To już spodziewałam się, że jak w mitologii greckiej Stiles przydrepta ze zwierciadłem i pokaże Anuczkowi jego paskudny ryjek. Nawiasem, nie wiem, jak tu się bać Anuczka – skrzyżowania Voldiego z randomowym Sithem, który podpierzył ciuchy mało modnemu nastolatkowi. ;/ Mnie osobiście raczej bawił. Stąd na plus wprowadzenie Jennifer i void!Stilesa jako reprezentacji Anuke-ite. Liczyłam też, że np. oczy wilków bd odporne na skamienienie, albo że banshee krzykiem rozwali skorupy z kamienia. Czy cokolwiek.
Generalnie odcinek nie był taki zły, ale jako finał całego SERIALU pozostawiał niedosyt. Ten Alec i cala ta klamra kompozycyjna trochę na siłę zrobiona, ale był to jakiś pomysł.
Jackson, Ethan, Lydia, Stiles, słabe to było, po prostu. Lydia czuje, że jej eks jest bi/gejem, Jackson jako bi/gej to juz wgl osobny temat, nie będę się już nawet nad tym pastwić. Jak lubię gejowskie shipy, zwłaszcza te niekanoniczne, to pomysł z Jacksonem i Ethanem jest po prostu durny.
Wielki plus to badassowatość Szeryfa <3 i to jaki team tworzy z Parrishem (biedny Parrish, został sam, bo Lydia go olała ;/ ). Nie wypowiadałam się o poprzednich odcinkach, bo byłam do tyłu i bałam się spoilerów, ale niestety zawiodło mnie mocno to, co zrobiono Halwynowi, facet na to nie zasługiwał. nie można było chirurgicznie wyjąć kuli w całości, serio? ;/
Podsumowując krótko (gratuluję osobie, która doczytała do końca, o ile się taka znajdzie w ogóle^^), nie było źle, ale oczekiwałam czegoś znacznie więcej. W zasadzie pisałam tu bardziej o minusach niż plusach, ale odcinek oglądało się szybko i z zaciekawieniem. To po prostu nie poziom finału serialu, amen.