- Cytat :
- Squeeeee, druga i ostatnia część ! Pisałam całą noc, więc mogła mi dziwnie wyjść . Dedykacja dla moich kochanych: Jaszki i Black Rebel !
Derek westchnął, nachylając się i zgarniając z kanapy rozsypany popcorn do trzymanego w ręku kosza. On i Stiles zostali do późna, oglądając
Gwiezdne Wojny i, choć prawdopodobnie nigdy nie przyznałby tego na głos, rzeczywiście całkiem dobrze spędził ten czas.
Nawet, jeśli zauważył, że im bardziej zbliżali się do końca filmu i pory powrotu Stilesa do domu, tym bardziej chłopiec stawał się niespokojny, wsuwając do ust róg własnego papierowego kubełka i go nieświadomie gryząc. Derek nie skomentował jego zachowania ani słowem, ale przysunął się bliżej, zadając parę pytań na temat akcji i dorzucając dwie czy trzy suche uwagi, które sprawiły, że Stiles wciągnął powietrze w oburzonym szoku, otwierając te perfekcyjne usta, gotowy bronić swoich świętości.
("- Nie! Wytrzymać do końca musisz, aby scenę tę zrozumieć"; "- …ominąłeś parę lekcji gramatyki w szkole, Stiles?"; "- O mój Boże, przecież chodzi o to właśnie!"; "- …przestań… po prostu… przestań"; "- Nie wina moja, że na arcydziełach filmowych, nie znasz się")Gdy Derek go na koniec zignorował, obracając się w stronę ekranu z uniesionymi o parę milimetrów kącikami warg, Stiles ściągnął brwi.
A potem zaczął rzucać w niego popcornem.
O wiele śmielej, gdy w pewnym momencie Derek złapał jedno z ziaren, wsadzając je do ust. I następnie, kompletnie nieporuszony, wysypał na głowę Stilesa zawartość własnego kubełka.
Derek pamiętał, co Laura kiedyś mówiła o bezcennych rzeczach w życiu.
(Wyraz twarzy Stilesa był jedną z nich)
(Wyraz twarzy Dereka, gdy Stiles wzruszył ramionami, bezceremonialnie zebrał garść popcornu z
podłogi i ją
zjadł, też nie należał do często spotykanych)
Jego nerwowe ruchy nie powróciły po tym ani razu.
Derek rozprostował się, rozciągając plecy i rozejrzał po pokoju. Chyba wszystko było już posprzątane. Zawrócił w stronę wyjścia, biorąc ze sobą kosz, gdy nagle jego wzrok przykuła czerwona bluza z kapturem, przewieszona przez oparcie krzesła.
Szlag.
Prawdopodobnie będzie musiał ją teraz odnieść.
*-*
- W porządku, to co chciałeś mi pokazać? - zapytał Scott, marszcząc nos w otoczeniu tych wszystkich zakurzonych rzeczy na strychu. Aktualnie był całkiem zdumiony - i zadowolony, oczywiście, że zadowolony - że nie dostał jeszcze ataku astmy. Serio, co Stiles w ogóle sobie myślał, przyprowadzając go tut--- o rany,
ohyda, czy to, co przemknęło zza tamtą połamaną ramą łóżka, było szczurem?!
Scott na wszelki wypadek przesunął się w przeciwną stronę z grymasem.
-
Maaagię - powiedział śpiewnie Stiles, poruszając zabawnie palcami w powietrzu, a następnie opadając na kolana przy ścianie i odsuwając stare pudło, by dobrać się do małych, zamkniętych drzwiczek.
Scott westchnął.
- Magię - powtórzył bez emocji.
- Tak - potwierdził z ekscytacją Stiles, chwytając za krawędź drzwiczek i szarpiąc je w swoją stronę. Nie drgnęły nawet o milimetr i zmarszczył brwi z wyraźną dezorientacją, zanim nie spróbował jeszcze raz. Też bezskutecznie.
- Może są zamknięte na klucz? - podpowiedział pomocnie Scott, rozglądając się za czymś, na czym mógłby usiąść, skoro najwyraźniej miało im się tu zejść. To duże pudło, które wcześniej… och.
Och. Czy to nie wyglądało przypadkiem podobnie do… szczurzych odchodów? Świetnie. Pudło odpadło już w eliminacjach.
- Nie - mogą - być - zamknięte - na - klucz - wysapał Stiles przez zaciśnięte zęby, podkreślając każde słowo pociągnięciem za drzwiczki. - Skoro - zeszłej - nocy - były - otwa--
aaampf!Wyszczerzył się do Scotta radośnie z podłogi, unosząc oba kciuki do góry i kompletnie się nie przejmując faktem, że leżał plecami na innych szczurzych ekskrementach.
- Ha! Panie przodem, możesz więc iść pierwszy - zakomunikował dumnie i Scott przewrócił z rozbawieniem oczami, obchodząc go ostrożnie i otwierając szerzej drzwiczki, by móc zobaczyć…
…ścianę cegieł?
- Stiles, tu niczego nie ma - powiedział wolno i Stiles ściągnął momentalnie brwi, podrywając się i samemu przypadając z niepokojem do zamurowanego przejścia, uderzając w nie otwartymi dłońmi.
- Nie, nie, nie - wymamrotał, potrząsając w panice głową. - Tu był korytarz, przysięgam, że tu był korytarz!
- Hej, spokojnie - mruknął miękko Scott, kładąc mu rękę na ramieniu i Stiles odpuścił, siadając otępiale i przeczesując palcami nerwowo włosy, zupełnie jakby nie mógł czegoś zrozumieć. - Może ci się to tylko przyśniło? Co w ogóle miało być na drugim końcu tego korytarza?
- Moja mama… - odpowiedział cicho Stiles, kurcząc się w sobie i Scott poczuł, jak coś go ściska w gardle.
Bez słowa uklęknął na podłodze koło przyjaciela, biorąc go za rękę i ściskając mocno.
Drugą zamknął drzwiczki.
Żaden z nich nie pamiętał o leżącej w pokoju Stilesa laleczce.
*-*
- Okay - powiedział z determinacją Stiles, naciągając kołdrę na głowę. -
Okay.
*-*
W środku nocy obudziło go światło dochodzące zza uchylonych drzwi i brzęk czegoś tłuczonego. Zsunął się z łóżka, zaniepokojony, stawiając bose stopy na zimnej podłodze i wyszedł na korytarz, wyglądając przez balustradę schodów.
Jego ojciec klęczał nad rozbitą szklanką, przyciskając drżące, pobielałe dłonie do oczu. Obok niego stała prawie pusta butelka i Stiles zagryzł wargi, chwytając kurczowo poręcz i schodząc z wahaniem na dół.
- T-tato? - odezwał się cicho. Szeryf drgnął, obracając się chwiejnie w jego stronę i zaciskając zęby na widok podwójnej, rozmazującej się sylwetki syna.
- Dlaczego jeszcze nie śpisz, Stiles? Nie masz przypadkiem jutro szkoły? - Wypuścił powietrze, pocierając twarz ręką. - Proszę, idź do pokoju.
Stiles poszedł do kuchni i wrócił z czystą szmatką oraz szufelką, klękając i zaczynając mechanicznie wycierać rozlany alkohol.
- Są wakacje - powiedział, siląc się na swobodny ton głosu. - Może ty się położysz, a ja skończę sprzątać, hm? Brzmi dobrze?
Ręcznik został mu nagle wyrwany z rąk i zacisnął palce na pustym powietrzu, zaskoczony.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić,
nie jestem dzieckiem - wycedził szeryf, plącząc się przy niektórych słowach. Stiles szarpnął głową do góry, rozszerzając oczy.
- N-nie miałem tego na my--
- To wszystko przez ciebie. - John wziął butelkę do ręki, obejmując ściśle i wpatrując się w nią z nienawiścią. Serce Stilesa zaczęło bić odrobinę szybciej. Chyba nie… chyba nie chodzi o… - Każdego dnia… Każdego dnia, gdy widziałem ją umierającą powoli w szpitalu po wypadku… Zastanawiałem się, jak, do diabła, mam sobie sam poradzić z wychowaniem tego głupiego dziecka? Tego małego, nadaktywnego drania z ADHD, który
rujnuje mi życie. To wszystko twoja wina, Stiles, słyszysz mnie? - Stiles mógł jedynie pokiwać głową, nie będąc zdolnym do oderwania wzroku od ojca. Nawet nie był świadomy ściekających mu po policzkach łez. Nie był świadomy niczego, poza łomotem własnej krwi w uszach. - Zabiłeś… zabiłeś swoją matkę, Stiles. Dlaczego…
dlaczego to nam zrobiłeś…?Butelka w dłoni szeryfa zadrżała i zacisnął mocniej pięść, opierając na niej głowę. Jego plecy zaczęły się trząść i Stiles odwrócił wzrok, próbując przełknąć podchodzącą mu do gardła żółć.
Nie mógł zwymiotować. Nie tu.
Chciał schować twarz w koszuli ojca i przeprosić, ale domyślał się, że to nie jest chciane.
Wziął głęboki, drżący oddech, a potem zebrał odłamki szkła na szufelkę, wynosząc je do kosza pod zlewem i wrócił do pokoju, chcąc przynajmniej tym nie przynieść ojcu rozczarowania.
*-*
Derek stał pod oknem Stilesa, zaciskając palce na czerwonej bluzie. Pijany szeryf nie był specjalnie cicho.
*-*
Stiles wtulił twarz w poduszkę, wstrząsany spazmatycznym płaczem.
Coś skrzypnęło i uniósł odrobinę głowę, spoglądając opuchniętymi, czerwonymi oczami w stronę drzwi. Mała, szara myszka kręciła się w nich, znikając i pojawiając się od nowa, jakby chciała, żeby za nią poszedł.
Nie miał przecież nic do stracenia, prawda?
Tym razem przejście za drzwiczkami na strychu nie było zamurowane.
Były otwarte, zupełnie jakby na niego czekały.
*-*
Derek przeskoczył przez parapet, zamykając za sobą okno do pokoju Stilesa i otrzepując ubrudzone od wspinaczki po drzewie spodnie. A następnie zmarszczył brwi.
Stilesa nigdzie nie było.
Położył zwiniętą bluzę na krawędzi łóżka i wtedy to zobaczył. Spod poduszki wystawała mała, szmacianka nóżka w znajomych, bordowych spodniach.
Kilka lat temu, po pożarze domu, pewna dziewczynka znalazła laleczkę, bardzo podobną do niej. Parę dni później zaczęła wszystkim opowiadać o przejściu na strychu, o rodzicach z guzikami zamiast oczu, ale nikt jej nie wierzył, składając to na karb żałoby.
Po dwóch tygodniach zaginęła. Nigdy jej nie odnaleziono.
- Laura…Derek wyciągnął wolno lalkę spod poduszki, modląc się, by to nie było to.
- Cholera, Stiles.
Zaszyte usta laleczki były rozpostarte w wymuszonym uśmiechu na wbitych w policzki hakach. Poniżej guzików wyszyte były niebieską włóczką duże, okrągłe łzy.
*-*
Stiles wpełzł do pokoju i momentalnie przetarł twarz rękawem, pozbywając się pajęczyn.
- Mamo? Huh,
druga mamo? - zawołał, kierując się za zapachem szykowanej kolacji. - Jesteś tam?
-
Stiles. - Czyjaś ręka złapała go za ramię, odwracając i nagle Stiles stanął twarzą w twarz z drugim tatą. Zanim zdążył zareagować, ten zakrył mu dłonią usta, rozglądając się wokół i zniżając głos. Światło zamigotało w matowej powierzchni guzików. - Nie możesz tu być. Wracaj do siebie, rozumiesz? Wracaj...
- Coś się dzieje, chłopcy?
Claudia stanęła w progu pokoju, przekrzywiając z zainteresowaniem głowę na bok i wycierając dłonie w ręcznik.
- N-nie, skarbie, ja tylko… - John zawahał się, rzucając krótkie spojrzenie zdezorientowanemu Stilesowi. - Chciałem chwilę porozmawiać z naszym synem.
- Mogłeś to samo zrobić przy stole, kochanie - upomniała go z rozbawieniem, żartobliwie wymierzając cios ręcznikiem i jednocześnie zagarniając do siebie Stilesa. - Chodź, słońce, jedzenie jest już gotowe.
Szeryf przełknął ślinę, gdy Claudia obejrzała się na niego ponad ramieniem Stilesa, upewniając się, że nastolatek ich nie widzi i powoli, z uśmiechem, przeciągnęła palcem po szyi.
Gardło Johna rozpruło się, rozrywając delikatną nić i wysypując trociny na podłogę.
Coś stuknęło głucho i Stiles obejrzał się, marszcząc brwi, gdy niczego nie zobaczył. Cóż, niczego oprócz pary czarnych guzików w kącie i małej kupki trocin, ale…
- Kolacja stygnie - przypomniała Claudia.
Wziął ją niepewnie za rękę, ściskając mocniej, gdy pogładziła z czułością jego włosy.
*-*
Claudia podsunęła mu szklankę waniliowego shake'a razem z talerzem kręconych frytek i Stiles spojrzał na puste miejsce przy stole, unosząc brew.
- Nie czekamy na ta-- drugiego tatę? - zapytał zmieszany, nie sięgając po frytkę.
- Och, prawdopodobnie niedługo do nas dołączy - odpowiedziała lekko Claudia, wzruszając ramionami i mrugając do niego porozumiewawczo. - Nie przepuściłby dobrowolnie okazji do spędzenia czasu z tobą. Wiesz, że cię kocha, prawda? Że oboje cię kochamy.
To twoja wina, Stiles. Zabiłeś swoją matkę. Zniszczyłeś nam życie. Dlaczego? Dlaczego to zrobiłeś?!- T-tak… - wymamrotał, spuszczając wzrok na talerz i przesuwając po nim widelcem parę frytek. - Mógłbym… mógłbym tu dzisiaj zostać? Tylko dzisiaj, w końcu kto wytrzymałby bycie wystawionym na niesamowitość, jaką jest Stiles Stilinski, na dłużej niż jeden dzień, racja? - Poruszył zabawnie brwiami znad szklanki z milkshake'iem i jego druga mama roześmiała się, całując go w czoło i siadając na krześle obok. Wyciągnęła z kieszeni małe pudełeczko, podsuwając je mu i Stiles zmierzył je nieufnie wzrokiem. Serio, aktualnie miał już dosyć pudełek. Ostatnie kryło tę upiorną laleczkę - której
wciąż zapominał spalić, cudownie, nawet mając błogosławieństwo Scotta - więc nawet nie chciał myśleć, co zawierało to. Barbie do kompletu?
- Stiles, możesz zostać tu tyle, ile tylko zechcesz. Możesz tu nawet zostać na stałe, ale… jest jeden warunek.
- S-stałe? Hej, mówiliśmy o jednym dniu, nie jestem typem chłopaka, który po jednej randce od razu planuje całą przyszło-- - ucichł, gdy mama przykryła jego dłoń swoją, potrząsając lekko głową.
- Pomyśl, kochanie. Co dokładnie tamten świat ma ci do zaoferowania? Twojemu tacie będzie lepiej bez ciebie, a my - my cię
chcemy, skarbie. Brakowało nam ciebie. Póki się nie pojawiłeś, nasze życie było puste. Będziesz miał wszystko, czego tylko zapragniesz, Stiles - powiedziała miękko i nagle drzwi do kuchni otworzyły się, ukazując stojącego w nich Scotta z brązowymi, okrągłymi guzikami pod rozwirzchrzoną czupryną, który pomachał im lekko ręką. Do kostki lewej nogi miał przyczepiony sznurek, którego drugi koniec opleciony był wokół haka w ścianie. Jak
łańcuch. Stiles odruchowo uniósł brwi, zaskoczony, gdy gdzieś z tyłu umysłu zamigotała mu szaleńczo lampka z alarmem.
- Co…
- Scott już zawsze będzie miał dla ciebie czas, nie tylko dla Allison. Twój tata nigdy więcej nie zajrzy do butelki. A ja… ja nie odejdę, Stiles. Tu nigdy nie było i nie będzie wypadku samochodowego.
Spojrzenie Stilesa mimowolnie powędrowało do pudełka.
- Jaki…
To jest ten warunek?
- Tak. Musisz jedynie się zgodzić, żebym zaszyła ci guzikami oczy.
-
Słucham? - Stiles szarpnął gwałtownie głowę do góry, niechcący uderzając łokciem w stół i wbijając w nią przerażony wzrok. Pudełeczko zachybotało na krawędzi blatu, upadając na podłogę i wysypując tam całą swoją zawartość.
- Nic się nie stało. - Claudia schyliła się, podnosząc dwa błyszczące guziki i igłę z grubą, czarną nicią. Stiles powiódł niedowierzającym spojrzeniem za jej ruchem, wykorzystując okazję, by wstać wolno od stołu. - Jeśli chcesz, możesz nawet wybrać ich kolor. Może bursztynowy? Taki, jakie mają twoje oczy teraz?
- Uhm, ja… ja nie przepadam za igłami? Zbytnio - wykrztusił przez ściśnięte gardło, próbując uspokoić bijące szaleńczo serce. - A właściwie w ogóle. Ale może… może mógłbym to przemyśleć? U siebie w pokoju?
- Ale nic nie zjadłeś. - Claudia zmarszczyła brwi, zaniepokojona.
- Och, to. To! Jedzenie, hah! - Stiles błyskawicznie pochwycił z talerza garść frytek, wpakowując je sobie nerwowo do ust i unosząc oba kciuki do góry. - Gotowe! Najedzony! Było absolutnie pyszne - wydusił z pełną buzią i szerokim uśmiechem. - Pójdę więc… na górę? Pomyśleć?
Przemyśleć!- Oczywiście, skarbie, potem może…
Stiles nie zamierzał czekać na dalszy ciąg po
'może', tylko praktycznie ruszył schodami jak burza do swojego pokoju, wpadając do środka i zatrzaskując za sobą drzwi. A potem jeszcze barykadując je szafką nocną.
Och, nie, proszę pani, żadnych igieł, żadnych operacji, żadnego znieczule-- okay, w tym mógł się pomylić - ale serio, żadnego dotykania się do jego oczu. Żadnego zostawania tu na stałe. Żadnego zabierania jednej z nielicznych pamiątek, jakie miał po mamie.
Tej
prawdziwej.
Poza tym, hello, ale z tym światem było coś poważnie nie tak! Scott na uwięzi, znikający drugi tata, wcześniej próbujący go ostrze--
Och,
cholera.
Stiles rozszerzył oczy, gdy dotarło do niego,
czym dokładnie była ta kupka trocin. O Boże, o Boże, o Boże…
Jak błyskawica oderwał się od szafki, przypadając do drzwiczek po drugiej stronie pokoju i praktycznie wyszarpując je z zawiasów z siłą, z jaką za nie pociągnął.
I zamarł w pół ruchu.
- No chyba sobie żartujecie!
*-*
- Stiles? Stiles! - Derek po raz kolejny uderzył bezskutecznie w ścianę cegieł za drzwiczkami. -
Stiles!*-*
- Nie, nie, nienienie - wymamrotał z desperacją Stiles, kopiąc zamurowane przejście. - Nie teraz, nie, nigdy tak nie było!
- Kochanie? Coś się dzieje? - Gdzieś z głębi korytarza rozległ się głos jego ma-- nie, nie
mamy, kogoś obcego, kogoś
niebezpiecznego i Stilesowi serce podeszło do gardła. Rozejrzał się rozpaczliwie po pomieszczeniu -- kij baseballowy. Chwycił go w obie ręce, ujmując na tyle pewnie, na ile dało się trzęsącymi dłońmi.
- Nie! Uch, nie, spadła mi książka! - odkrzyknął, samemu się krzywiąc na oczywiste kłamstwo.
Klamka w drzwiach przekręciła się i drgnęły, zatrzymane przez szafkę.
-
Otwórz, skarbie. - Głos opadł odrobinę, przestając być tak przyjemny. - Dlaczego się zamknąłeś?
Wysunął język, zwilżając nim wyschnięte wargi.
- Bo nastoletni chłopiec potrzebuje chwili prywatności? - zaryzykował. - Sam na sam? Małe rendez-vous pomiędzy Stilesem a Stilesem?
Drzwi zadygotały.
- Jeśli otworzysz teraz, nie zostaniesz ukarany.
- A jest opcja, że nie otworzę i również nie będę? Kary aktualnie, o ile pamiętam, zostały zabronione jako pogwałcenie praw dziecka. Zabronione! I są zdecydowanie zbyt w stylu średniowiecza. Mam na myśli -
XXI wiek, ludzie, o czymś to świadczy, nie, ha?
Deski podłogi pod stopami Stilesa zadrżały i złapał się odruchowo ściany, czując odłażącą z niej przegniłą tapetę.
- CZY TO JEST SPOSÓB, BY ZWRACAĆ SIĘ DO MATKI, STILES??
- Och, wow - wydusił, tocząc wzrokiem po zmieniającym się w brudną, kamienną celę pomieszczeniu. - Dzięki, Scott, bracie. Mówiłem już, jak bardzo kocham twoje przemyślane prezenty?
*-*
- Spal ją.
Derek szarpnął się gwałtownie do tyłu, obracając do stojącego w wejściu szeryfa z pobladłą, wyczerpaną twarzą. Opierał się ciężko jedną ręką o framugę drzwi, drugą mając zwiniętą w drżącą pięść.
Derek zmarszczył brwi, odpowiadając mu twardym spojrzeniem, ale szeryf wytrzymał je, unosząc z determinacją podbródek. Zapach alkoholu nie był już tak silny, jak wcześniej.
- Mojego syna nie ma w jego pokoju, ty za to jesteś tutaj, chociaż nie przypominam sobie, bym cię wpuszczał. Wydajesz się wyraźnie przeświadczony, że jest za tą ścianą, a obok ciebie leży przypominająca go lalka. W tym momencie nie chcę wysnuwać pochopnych wniosków, ale… jesteś bratem Laury Hale, prawda?
Derek skinął wolno głową i John posłał mu smutny uśmiech.
- Nigdy nie odnaleziono jej ciała, ale na strychu natknięto się na kukiełkę wyglądającą identycznie jak ona. Czasem trzeba uwierzyć w to, co… Jeśli - jeśli Stiles tam jest…
Boże. - Szeryf zapadł się w sobie, pocierając dłońmi twarz. - Powiedziałem mu… powiedziałem mu parę rzeczy, których nie powinienem był. Których
nie myślę. Nie mogę go stracić. Mam tylko
jego. To mój
syn, na miłość boską.
Hale milczał przez chwilę, jakby rozważał jego słowa.
- Ma pan zapałki? - odezwał się na końcu. - Nie wiem, czy to się uda. Ona jest wiedźmą żywiącą się duszami dzieci. Wyczuwa, które są nieszczęśliwe i zwabia je do swojego idealnego świata. Jeśli to się powiedzie, jeśli Stiles jeszcze żyje… Musi pan zacząć się nim opiekować, do cholery. Stanąć na wysokości zadania jako rodzic. Nie umarła tylko pańska żona. Umarła też jego
matka.
- Przysięgam. Claudia prawdopodobnie byłaby wściekła, gdyby zobaczyła…
- Prawdopodobnie tak - przerwał bez emocji Derek i szeryf spojrzał na niego poważnie. A potem skinął głową i wyciągnął z kieszeni paczkę zapałek.
*-*
-
Stiiiiileeeeees! - zanucił śpiewny, przenikliwy głos. - Wiesz, że stąd nie ma ucieczki, prawda? Zresztą, dokąd? Do ojca, który cię nienawidzi? Do przyjaciół, którzy nie mają ochoty spędzać z tobą czasu?
Zza zbutwiałych drzwi wysunęła się nienaturalnie długa ręka i Stiles zamachnął się kijem, idealnie w nią trafiając. Dłoń uderzyła o ścianę z mokrym plaskiem i upadła na ziemię, wijąc się.
- Okay, oficjalnie ohyda - wymamrotał, cofając się do granic możliwości. - I jeśli przetrwanie całej trylogii
Gwiezdnych Wojen nie jest znakiem, że ktoś naprawdę chce ze mną spędzać czas, to już nie wiem, co mogłoby nim być!
Kikut ramienia wybił dziurę w drzwiach, sięgając do szafki i zaczynając ją odpychać i Stiles przełknął ślinę.
*-*
Włóczka już dawno spłonęła. Teraz guziki zamieniały się wolno w gęstą, czarną masę na podłodze.
Cegły za drzwiczkami zniknęły.
- Stiles!
*-*
- …i obiecuję, że już zawsze będę ścielił po sobie łóżko, jeśli tylko zaraz się obudzę. Albo pojawi się z powrotem przejście - wymamrotał Stiles z zaciśniętymi powiekami, przywierając ściśle plecami do ściany cegieł. - Oba. Oba są dobre. Poproszę oba, jeśli - jeśli można?
-
Stilesss… - Coś zasyczało prawie przy jego uchu i machnął na oślep kijem, uderzając w jakiś kształt z mdlącym dźwiękiem.
A potem niespodziewanie upadł do tyłu.
I zaczął rozpaczliwie czołgać się przez przejście, ignorując rozdzierające wrzaski za sobą, chodzące mu po dłoniach pająki i zdartą skórę na kolanach.
Byleby tylko się stąd wydostać, o Boże, o Boże,
tato…
Chciał po prostu do taty.
Zamrugał gwałtownie, starając się odpędzić parzące łzy i nie przestając iść do przodu.
*-*
Szeryf chwycił go za ramiona, praktycznie wyciągając z ostatnich metrów korytarza, gdy tymczasem Derek zatrzasnął drzwiczki, przekręcając w nich klucz.
A potem zaczął wycofywać się w stronę wyjścia, nie chcąc przerywać Stilesowi i szeryfowi, który obejmował ściśle syna, gładząc go po brudnych włosach i przepraszając, wciąż i wciąż.
Póki nie złapała go za nadgarstek czyjaś ręka i nie spostrzegł słabego uśmiechu Stilesa nad ramieniem jego ojca. Już miał zostać, gdy w tym samym momencie zauważył poruszające się bezgłośnie wargi oraz jedną, figlarnie uniesioną brew.
- A więc jednak mnie lubisz, huh?Derek poczuł, że ma ochotę uderzyć głową w ścianę.
Kilkukrotnie.
- Tylko wtedy, gdy nie jesz popcornu z podłogi.